Dezinformacja to już nie tylko fałszywe informacje lub prosty fotomontaż na zdjęciu. Deepfake pozwala na zdecydowanie więcej i otwiera zupełnie nowe możliwości zarówno po jasnej jak i po ciemnej stronie mocy.
Wykorzystanie zaawansowanych audiowizualnych form może mieć na celu manipulację i zmianę postaw odbiorców – mogliśmy się o tym przekonać niedawno, przy okazji skandalu z rozmowami Witalija Kliczki z prezydentami europejskich miast min. Warszawy czy Berlina. Jak się okazało postać mera Kijowa został wygenerowana komputerowo przy użyciu sztucznej inteligencji. Nie wiadomo kto stał za inscenizacją ani jaki były jego intencje. Na szczęście istnieją również inne, w tym czysto marketingowe zastosowania tej technologii.
Dla porządku – fałszywe informacje obecne są w przestrzeni publicznej od zawsze, pojawienie się środków masowego przekazu umożliwiło kształtowanie postaw społecznych na ogromną skalę za pomocą odpowiednio dobranej narracji. Z kolei media społecznościowe zdemokratyzowały dostęp do serc i umysłów odbiorców – pozwoliły oddziaływać anonimowo oraz znacząco obniżyły koszt prowadzenia dezinformacji. Teraz dzięki technologii robimy krok dalej i wkraczamy w czas deepfake.
Sama technika deepfake polega na obróbce wideo i pozwala na łączenie i podmianę obrazów np. twarzy ludzkich przy użyciu technik sztucznej inteligencji – a mówiąc wprost – w usta znanych osób, polityków czy celebrytów, możemy wkładać słowa, które nigdy nie były przez nich powiedziane.
Problem dezinformacji dotyczy wszystkich
Gwałtowna cyfryzacja, z którą mamy obecnie do czynienia to również dzika cyfryzacja. Przyzwyczailiśmy się do tego, że to z czym stykamy się w mediach jest prawdą, a weryfikacja informacji wymaga wysiłku. W efekcie – pomimo szeregu portali fact checkingowych i organizacji które zajmują się walką z dezinformacją – mało kto o nich słyszał, a jeszcze mniej osób na bieżąco weryfikuje informacje, z którymi stykamy się w mediach społecznościowych. Pod tym kątem jesteśmy niestety jako Polacy na szarym końcu Europy.